niedziela, 27 września 2015

11. Rodzinna Tragedia


   Los bywa okrutny: daje i zabiera. 
Jednak czasami nie wszystko jest tak oczywiste... i nie wszystko jest takie, jak nam się wydaje.
***
   Poranek w Wierzbowej Zatoczce.
To takie dziwne obudzić się u boku mężczyzny, który będzie ojcem mojego dziecka. Kosmicznego dziecka. Wszystko tak bardzo się zmienia, sama nie wiem, cieszyć się, czy raczej być przerażoną? Dobra, wystarczy tego gdybania, czas wstawać do pracy...
    O mój przyjaciel Ignacy już idzie w stronę naszego Ośrodka Badawczego. Dobrze, może dzisiaj uda mi się go odchudzić. Znowu!
    Po wykonaniu kilku rutynowych zadań, postanowiłam wręczyć Ignacemu specyfik na odchudzanie. Nie mam nic przeciwko jego tuszy, ale dla jego zdrowia, dla jego dobra - czas zareagować:
- Hej Ignaś, mam tu coś dla ciebie. Na zdrowie!
- O super, bardzo się cieszę. Po twoim ostatnim specyfiku, niechcący wypiłem masę instant no i coś poszło mi w brzuch a nie w mięśnie!
 - Oł je! No, nie ma pytań! Ale czad!
- Ok, a teraz musisz mi obiecać: 5 niskokalorycznych posiłków dziennie i dużo spacerów na świeżym powietrzu! Siłownia tez może być, ale najważniejsze to te długie, szybkie spacery.
- No dobra, postaram się!
- I żadnych eliksirów i dziwnych wynalazków, obiecujesz?
- Obiecuję.
    Nie wiem, czy zdoła dotrzymać słowa. Tutaj jest tyle możliwości a wyrobienie specyfików to tylko pół godzinki... No ale póki co zabieram się za własne zadania mam wynaleźć Generator Hiperprzestrzeni Elektrolux.
    Potem zajęłam się budową rakiety. Coś mi mówiło, że dobrze by było badać kosmos. Może dzięki podróżom w nieznane, obce miejsca uda mi się zebrać  jakieś kosmiczne skały?
    Po powrocie do domu zauważyłam, że mój krowo-kwiat stał się naprawdę wielki. Nazwałam ją Karmelka, bo przecież to dziewczynka. Widać chyba, nie?
Marcin uwielbiał nasze jedyne dostępne w czwórkowej krainie zwierzątko. Karmelka była raczej nieufna w stosunku do niego. Wyraźnie wolała zabawy ze mną.

   Po kilku dniach zaczęło się! Czas pojechać do szpitala, urodzić bobaska!
    Czekałam przed recepcją ładnych kilka godzin. Nikt mnie nie chciał przyjąć. Po jakimś czasie zjawiła się w recepcji moja przyjaciółka z pracy, Joasia. Dotrzymywała mi towarzystwa i wspierała mnie na duchu.
   W końcu, kiedy nadszedł czas pracy, uciekłam ze szpitala! Skoro i tak nikt mnie nie chce przyjąć, to chociaż trochę popracuję. Udało mi się dokanać tego, czego z innymi simami nie mogę zrobić: pobrać próbkę DNA. oczywiście tylko Ignacy był taki kochany i podarował mi swój kod genetyczny, no ale od czego są przyjaciele?

    Niestety nie wszystko poszło tak dobrze, jak z Ignacym. Po wręczeniu nieprzetestowanego specyfiku Barbarze... Bidula została duchem! Zabiłam koleżankę? Czułam się fatalnie i te nasilające się bóle porodowe!
Ignacy uspokoił mnie, że wystarczy podać jej odpowiedni specyfik i wszystko będzie ok. Czy ja wiem?
Jedno jest pewne, muszę wracać do szpitala! 

    Moja ucieczka ze szpitala okazała się niezwykle opłacalna, mam awans! Jestem na 7 poziomie kariery naukowca : Szefową Laboratorium!
Jej, jestem szefową! Czujecie to? Zosia - szefowa! No dobra, dobra, jadę do szpitala bo w końcu tutaj urodzę.

   Maleńka kosmiczna istotka, jak tylko na nią spojrzałam, jak tylko wzięłam ją w swoje ramiona - przepadłam! Tak, więc to jest to uczucie. Czarne oczka mocno odznaczały się na tle jej fioletowej skóry. Wyglądała troszkę, jak wróżka.
- Jestem twoją mamusią, moja kruszynko.
    Maleńka spojrzała na mnie i ja już wiedziałam:
- Jesteś gwiazdką i słoneczkiem i blaskiem księżyca. Będziesz mieć na imię Luna!
(Hm, gdzieś już to było... )
    Po porodzie miałam ogromny zapał do pracy. Kupiłam rakietę i nawet zbudowałam pierwszą jej część. Potem zajęłam się ogrodem. Ot takie prozaiczne zajęcia. Luna spokojnie spała a ja w szale pracowałam... zupełnie nie zdając sobie sprawę z tego, że nagle stanie coś strasznego.
    Chwila nieuwagi i...
Marcin jest pożerany przez Karmelkę! Tak, przez naszą Karmelkę! Jak ona mogła? 

 Zjawił się Mroczny. Próbowałam wybłagać go o życie ojca mojego dziecka. Na nic to się zdało, Mroczny spisał go na straty...
    Obok Karmelki stanął kosmiczny nagrobek. jeszcze wydoiłam swoją krówkę i więcej na nią nie spojrzałam! Jak mogła mi to zrobić?
      Mroczny, chyba w ramach "ocieplenia wizerunku" zajął się małą Luną, co było trochę creepy.
  Później jeszcze chwilę posiedział przy komputerze i poszedł.
   Wiem, że będąc kobietą w kosmicznej żałobie powinnam zaszyć się w domu, spuścić żaluzje i zajadać się lodami. Jednak to nie dla mnie. Musiałam wyżyć się, ruszyć w nieznane, poczuć "wiatr w żaglach", zrobić coś niezwykłego. Więc wyruszyłam w kosmos!
    Po powrocie zastałam smutny szkielet Karmelki. Nie zajmowałam się nią, nie karmiłam i teraz... Odeszła w samotności... sama nie wiem dlaczego, ale zrobiło mi się smutno. Dlaczego? Przecież zjadła Marcina!
   Jak dobrze zobaczyć kogoś bliskiego, komu na mnie zależy. Odwiedza nas Bella. Sprawdza jak się z Luną czujemy. Kiedy opowiadam jej spokojnie o wydarzeniach z ostatnich dni widzę, że poważnieje, bierze ogromny wdech i wydech.
   Wyraźnie próbuje coś spokojnie mi opowiedzieć. Jest jednak bardzo zdenerwowana, nie wie od czego zacząć...
- Spokojnie Bellu, powiedz mi o co chodzi?
- Bo ja sama nie wiem, czy powinnam ci o tym mówić?
- O czym? Mów, bo się zaczynam denerwować!
- Dobrze, ale musisz mi obiecać, że zachowasz spokój!
- Nie zachowam, jak mi zaraz wszystkiego nie powiesz!

Kilka dni temu, późnym wieczorem, obudziło mnie pukanie do drzwi.










Jakież było moje zdziwienie, gdy przed drzwiami zobaczyłam Marcina. Zaniepokoiłam się, że coś się z tobą stało. Ale on od razu mnie uspokoił, że u ciebie wszystko jest ok., Że poszłaś się położyć, bo spodziewacie się dziecka.





Pogratulowałam przyszłemu tatusiowi i zaprosiłam go na kawę. Kiedy już wypił filiżankę Lavazzy, zaczął zadawać mi dziwne pytania, np. czy nie wiem, jak tam z twoją pamięcią. Czy czasami nie zaczynasz sobie czegoś przypominać i czy wiem coś o twoich siostrach.



Nie odpowiedziałam na żadne z jego pytań. Szybko przebrałam się w sukienkę i rzuciłam okiem, gdzie idzie twój chłopak.
Na początku szedł w stronę waszego domu, ale







kiedy nagle zmienił kierunek, postanowiłam za nim pójść.










Marcin poszedł prosto do słowni, na spotkanie, nie uwierzysz, z Diną Kaliente! Już miałam podsłuchać ich rozmowę, kiedy zza pleców usłyszałam :







- Cześć  Bella, co to, szpiegujesz sąsiada?
To Don Lotario przyłapał mnie przy drzwiach.







Nawet nie wiesz, jak ciężko było się wytłumaczyć. Pierwsze co mi przyszło do głowy, to udanie zmartwionej żony, szukającej swojego męża!

Patrzył na mnie, jak na stukniętą!






Nie wiem, czy mi uwierzył, ale ja już byłam w drodze do domu. Biegłam, nie oglądając się za siebie.







- Nie wiem Skarbie, co było na rzeczy, ale Marcin najwyraźniej grał w ich drużynie. Wiedział o tobie niemal wszystko. Nie wiem  tylko, o co chodzi z tymi siostrami?


Teraz już nie było wyjścia, musiałam opowiedzieć Belli o moim spotkaniu z Zuzią i o czatowaniu z Twinbrook. Bella słuchała mojej opowieści z niedowierzaniem, ale i zaciekawieniem. Wychodząc tylko mnie przytuliła i nie skomentowała mojej historii. Dziwne, kiedyś by mi dała niezłą burę, za takie tajemnice.
Opowieść o moich siostrach spowodowała, że zatęskniłam za nimi. Potrzebowałam ich, jak nigdy ...

Kilkakrotnie próbowałam nawiązać połączenie. Nic z tego... W końcu zrezygnowana dałam spokój. Do oczu napłynęły mi łzy. Wreszcie od kilku dni zaczęłam  płakać. Rozckliwiłam się nad sobą, nad swoim życiem, nad iluzją miłości i zdrady. Kim jestem jeśli nie można mnie kochać? Jeśli ktoś jest ze mną tylko dlatego, że potrzebuje ode mnie jakiś informacji?
I nagle ekran zaczął śnieżyć... i na ekranie pojawiły się moje zwariowane siostry!
- Hej Sophie, mówię szybko, żeby znowu nas nie rozłączyło. Mieliśmy tu straszne kosmiczne zakłócenia. Na niebie latały spodki i za nic nie mogłyśmy się z tobą połączyć. Tak na wszelki wypadek, proszę trzymaj się z daleka od wszystkich kosmitów. Wkrótce spróbujemy się z tobą skontaktować, błagam uważaj na...

I połączenie zostało przerwane.



A w kolejną niedzielę (04.10.2015r.):


"Pierwsza miłość nie..."

Zapraszam!!!

niedziela, 20 września 2015

10. Jestem w ciąży z Kosmitą! - YouTube



 Witajcie Kochani w kolejnym spotkaniu z naszą Zosią w roli głównej, tym razem w długo przez Was oczekiwanej formie filmu:







Za tydzień kolejny odcinek, pt.: 
Rodzinna tragedia

Zapraszam serdecznie:)

niedziela, 13 września 2015

09. Miłość, nowy Dom, nowy Blog i Wyjazd Integracyjny


Kariera rozwija się doskonale, mam nowy dom, nowy blog ... ale od początku:


   Rozmowa z moją siostrą Zuzią, była dziwna. Słuchałam opowieści o sobie, jak o kimś zupełnie obcym... Zuzia dziwiła się, że jeszcze nie przebudowałam swojego domu:
- Kiedy przybyłam tu po raz pierwszy, myślałam, że to pomyłka. Moja siostra nigdy nie zamieszkałaby w takim prostym domu.
- No ale wiesz, zaczynałam tu zupełnie  od zera!
- Wiem kochana, ja absolutnie ci niczego nie zarzucam. Wręcz przeciwnie, podziwiam cię za to, jak doskonale dałaś sobie radę w tym obcym świecie. Tyle, że mieszkałam z tobą w jednym pokoju i znam twój pęd do perfekcji. Niemal co roku zarządzałaś zmiany. To przemalowanie a to znowu przemeblowanie...
- No cóż... powiedz mi co najbardziej lubiłam robić?


   Zuzia opowiedziała mi o mojej największej pasji, jaką było prowadzenie bloga. Podobno był piękny, ze złotymi czcionkami. Uwielbiałam też swoją pracę i podróże. Miałam niezłą fazę na punkcie Katy Perry, miałem nawet wiele dziwnych fryzur, żeby się do niej upodobnić. A najlepszym dla mnie okresem w życiu były nasze studia...
- A miałam kogoś, tzn. chłopaka?
Zuzia westchnęła i...


Zniknęła. Tak po prostu.
- Zuzia, Zuzia - cicho nawoływałam, ale jej już nie było. Przez chwilę posiedziałam na ławce z nadzieją, że może jeszcze się pojawi. Jednak nic z tego.
Wróciłam do domu.

   To, co usłyszałam o sobie było... sama nie wiem. Pisałam bloga, ale o czym? O sobie? Szukałam go nawet w internecie , ale nic z tego... Nie znalazłam śladu swojego dawnego blogowania. Za to natknęłam się na różne szablony ze złotą czcionką, niektóre były ciekawe, inne raczej kiczowate.
   Pewnie i tak w końcu zrobię swój własny szablon...

   Wieczorem poszłam się trochę przewietrzyć. Spotkałam Bellę w tej jej pięknej czerwonej sukni
- Cześć Piękna, co tam, znowu imprezka? - zapytałam
- E tam, szkoda gadać. Dobrze, że się już skończyło. Co tam u Ciebie Zosiu?
Nie chciałam jej teraz opowiadać o moich siostrach, bo pewnie i tak zaraz podważy prawdziwość ich intencji, zatem uderzyłam w inny temat.
- Tak sobie spaceruję, oglądam swój domek i zastanawiam się, czy stać by mnie było na małą przebudowę?
   Bella uśmiechnęła się i powiedziała:
- To super pomysł moja droga! Dam ci adres strony z pięknymi, gotowymi domami. Nazywa się Galeria i jestem przekonana, że coś dla siebie znajdziesz.
- Dzięki! Jeszcze dzisiaj postaram się coś znaleźć.
- To życzę powodzenia i zmykam. Padam z nóg! Dobranoc!
- Dobranoc, słodkich snów!

   Kiedy weszłam na stronę Galerii wiedziałam, że będzie to zarwana nocka. Bella miała rację mówiąc, że coś znajdę. Coś co mnie zachwyci i sprawi, że w żadnym innych domku nie mogłabym zamieszkać.
   To ten czarujący, niedrogi domek, który z miejsca zamówiłam. Jeszcze przed świtem stanął na mojej parceli ciesząc oczy moje i wszystkich przechodzących porannych ptaszków.
   Tak oto prezentuje się mój domek w pierwszych promieniach wschodzącego słońca.


  A tak wygląda od środka. Idę się chociaż na chwilę położyć. Rano jadę z kolegami z pracy na coroczny Naukowy Wyjazd Integracyjny.
 
 Tak postanowiłam się ubrać na podróż. No dobra, czas zamówić TAXI


   Jesteśmy na miejscu.
Po rozlosowaniu pokoi i rozpakowaniu bagaży zeszliśmy na późne śniadanie. Fajnie tak było widzieć kolegów bez tych błękitnych fartuchów.

   
Później graliśmy w rzucanie podkowami. Mój kolega Ignacy znowu przytył! No, ale nic dziwnego, on ciągle je. Będę musiała coś z tym zrobić po powrocie do pracy.

   
Niestety okazało się, że jestem najgorsza z całej firmy w tej grze. Koledzy zaczęli sobie ze mnie żartować, że chyba nie zrozumiałam zasad, bo wszystko robię odwrotnie i, że narysują mi o co chodzi kolorowymi kredkami. Ha ha, śmieszne.
   W końcu Marcin kazał im się uciszyć - spokojnie i stanowczo stanął w obronie niewiasty - czyli mnie! Ooo
   Ta... Marcin. Ciekawe, nigdy nie patrzyłam na niego w ten sposób... Zwykle mijaliśmy się w Ośrodku skupieni na pracy a nie na sobie.
   Marcin zaproponował mi spacer na swoje ulubione łowisko. Wszystko bylebym już nie musiała rzucać!

- Ale tu pięknie! - byłam szczerze zachwycona
- I można tu złowić naprawdę taaakie ryby! Spróbuj.

 
- Wolałabym złowić jagodę krowo-kwiatu!

- To będę cię musiał zaprosić w zupełnie inne miejsce. Co powiesz na małą wycieczkę z samego rana?
- Jestem za!

   
Wieczorem towarzystwo jeszcze bawiło się w podkowy, ktoś rozpalił ognisko. Marcin opowiadał o Głębokim Lesie i Pustelniku. Zrobiłam się senna i kiedy moja sublokatorka Joasia szła na górę do pokoju, przyłączyłam się do niej.


   Joasia też miała dużo do opowiedzenia o Granitowych Kaskadach... Ale ja byłam już tak bardzo śpiąca...


   I nie wiem nawet kiedy zasnęłam. A Joasia jeszcze coś opowiadała... chyba o niedźwiedziach, że można je spotkać w lesie? Nie, to chyba już był sen.


   Z samego rana, kiedy jeszcze wszyscy smacznie sobie spali, wybrałam się z Marcinem do Granitowych Kaskad. Był bardzo dobrym przewodnikiem. Idąc przez las opowiadał mi anegdotki i historie tego miejsca. W końcu dotarliśmy do jamy częściowo porośniętej krzewami.
- Wchodź, nie bój się. Tylko pamiętaj:


Idź na przód, Idź dalej, Kontynuuj, Idź w stronę Sima. Powtórz.
- Idź na przód, Idź dalej...
Nic z tego nie rozumiałam, ale powtarzałam to, jak mantrę.
I dobrze, bo w końcu musiałam wybierać i już wiedziałam co. Dzięki temu bez problemu dotarłam do Głębokiego Lasu.

   
Po chwili dołączył do mnie Marcin, który poprowadził mnie do kolejnego łowiska. Już na pierwszy rzut oka wiedziałam, że to niezwykłe miejsce.
- To tutaj złowisz jagodę krowo-kwiatu. Nie przejmuj się niepowodzeniem, w końcu ci się uda. Zostawiam cię, jesteś tu bezpieczna.
I zaczął się oddalać, jednak jeszcze zawołał z oddali:
Jak spotkasz Pustelniczkę, pozdrów ją ode mnie!


   Zaczęłam łowić. Na początku nie było łatwo, ale po kilku próbach rzeczywiście udało mi się złowić aż dwie jagody krowo-kwiatu. Łowienie sprawiało mi ogromną frajdę, ale słońce już zaszło i zrobiło się zimno.


   Idąc w stronę wyjścia, zobaczyłam unoszący się zza koron drzew szary dymek z kominka. Poszłam w jego stronę. Obok skromnej chatki stała siwa kobieta pielęgnująca ogród na boso. Zaciekawiona podeszłam bliżej
- Dzień dobry, a właściwie dobry wieczór!


- A witaj kochana, jestem Pustelniczka Maja.
- Zosia, mam na imię Zosia.
- Chodź kochanieńka ze mną do domku, ogrzejesz się trochę. Jesteś pewnie nieprzyzwyczajona do takiego surowego klimatu.


   Jak na Pustelniczkę Maja była niezwykle gościnna. Jakże miło było usiąść w cieple kominka i ogrzać się.
- To ile złowiłaś krowo-kwiatów?
Zdziwiona odpowiedziałam:
- Dwie jagody.
- Oj nie dziw się Zosieńko, tutaj najczęściej tylko po to zaglądają ludzie z miasta.
Chwilę posiedziałyśmy i pogadałyśmy ogólnie o pracy, turystach i pogodzie. W końcu jednak musiałam wracać.
Już w progu domu powiedziałam:
- A i zapomniałabym, mój kolega Marcin prosił żebym panią pozdrowiła.
- Marcin, tak pamiętam. Dziękuję... Pewnie nie łatwo mu żyć z taką tajemnicą dzień po dniu...
- Jaką tajemnicą?
Ale usłyszałam samo:
- Dobranoc Zosiu - klekot zamykanego zamka.


   Marcin czekał na mnie niecierpliwie pod ośrodkiem z milionem pytań:
- Tak złowiłam. Tak poznałam. Tak jestem szczęśliwa.

I wtedy to się stało


Pocałowałam go!
Tego wieczoru Marcin został moim chłopakiem!

CDN.

Zapraszam Was Kochani do zobaczenia 10 odcinka naszego wyzwania za tydzień, na moim kanale  YouTube - dostępny również tutaj na moim blogu :
pt. : "Jestem w ciąży z Kosmitą!
Na początku 10 odcinka w skrócie możecie zobaczyć dotychczasową historię Zosi.