Los bywa okrutny: daje i zabiera.
Jednak czasami nie wszystko jest tak oczywiste... i nie wszystko jest takie, jak nam się wydaje.
***
Jednak czasami nie wszystko jest tak oczywiste... i nie wszystko jest takie, jak nam się wydaje.
***
Poranek w Wierzbowej Zatoczce.
To takie dziwne obudzić się u boku mężczyzny, który będzie ojcem mojego dziecka. Kosmicznego dziecka. Wszystko tak bardzo się zmienia, sama nie wiem, cieszyć się, czy raczej być przerażoną? Dobra, wystarczy tego gdybania, czas wstawać do pracy...
O mój przyjaciel Ignacy już idzie w stronę naszego Ośrodka Badawczego. Dobrze, może dzisiaj uda mi się go odchudzić. Znowu!
Po wykonaniu kilku rutynowych zadań, postanowiłam wręczyć Ignacemu specyfik na odchudzanie. Nie mam nic przeciwko jego tuszy, ale dla jego zdrowia, dla jego dobra - czas zareagować:
- Hej Ignaś, mam tu coś dla ciebie. Na zdrowie!
- O super, bardzo się cieszę. Po twoim ostatnim specyfiku, niechcący wypiłem masę instant no i coś poszło mi w brzuch a nie w mięśnie!
- Oł je! No, nie ma pytań! Ale czad!
- Ok, a teraz musisz mi obiecać: 5 niskokalorycznych posiłków dziennie i dużo spacerów na świeżym powietrzu! Siłownia tez może być, ale najważniejsze to te długie, szybkie spacery.
- No dobra, postaram się!
- I żadnych eliksirów i dziwnych wynalazków, obiecujesz?
- Obiecuję.
Nie wiem, czy zdoła dotrzymać słowa. Tutaj jest tyle możliwości a wyrobienie specyfików to tylko pół godzinki... No ale póki co zabieram się za własne zadania mam wynaleźć Generator Hiperprzestrzeni Elektrolux.
Potem zajęłam się budową rakiety. Coś mi mówiło, że dobrze by było badać kosmos. Może dzięki podróżom w nieznane, obce miejsca uda mi się zebrać jakieś kosmiczne skały?
Po powrocie do domu zauważyłam, że mój krowo-kwiat stał się naprawdę wielki. Nazwałam ją Karmelka, bo przecież to dziewczynka. Widać chyba, nie?
Marcin uwielbiał nasze jedyne dostępne w czwórkowej krainie zwierzątko. Karmelka była raczej nieufna w stosunku do niego. Wyraźnie wolała zabawy ze mną.
Po kilku dniach zaczęło się! Czas pojechać do szpitala, urodzić bobaska!
Czekałam przed recepcją ładnych kilka godzin. Nikt mnie nie chciał przyjąć. Po jakimś czasie zjawiła się w recepcji moja przyjaciółka z pracy, Joasia. Dotrzymywała mi towarzystwa i wspierała mnie na duchu.
W końcu, kiedy nadszedł czas pracy, uciekłam ze szpitala! Skoro i tak nikt mnie nie chce przyjąć, to chociaż trochę popracuję. Udało mi się dokanać tego, czego z innymi simami nie mogę zrobić: pobrać próbkę DNA. oczywiście tylko Ignacy był taki kochany i podarował mi swój kod genetyczny, no ale od czego są przyjaciele?
Niestety nie wszystko poszło tak dobrze, jak z Ignacym. Po wręczeniu nieprzetestowanego specyfiku Barbarze... Bidula została duchem! Zabiłam koleżankę? Czułam się fatalnie i te nasilające się bóle porodowe!
Ignacy uspokoił mnie, że wystarczy podać jej odpowiedni specyfik i wszystko będzie ok. Czy ja wiem?
Jedno jest pewne, muszę wracać do szpitala!
Moja ucieczka ze szpitala okazała się niezwykle opłacalna, mam awans! Jestem na 7 poziomie kariery naukowca : Szefową Laboratorium!
Jej, jestem szefową! Czujecie to? Zosia - szefowa! No dobra, dobra, jadę do szpitala bo w końcu tutaj urodzę.
Maleńka kosmiczna istotka, jak tylko na nią spojrzałam, jak tylko wzięłam ją w swoje ramiona - przepadłam! Tak, więc to jest to uczucie. Czarne oczka mocno odznaczały się na tle jej fioletowej skóry. Wyglądała troszkę, jak wróżka.
- Jestem twoją mamusią, moja kruszynko.
Maleńka spojrzała na mnie i ja już wiedziałam:
- Jesteś gwiazdką i słoneczkiem i blaskiem księżyca. Będziesz mieć na imię Luna!
(Hm, gdzieś już to było... )
Po porodzie miałam ogromny zapał do pracy. Kupiłam rakietę i nawet zbudowałam pierwszą jej część. Potem zajęłam się ogrodem. Ot takie prozaiczne zajęcia. Luna spokojnie spała a ja w szale pracowałam... zupełnie nie zdając sobie sprawę z tego, że nagle stanie coś strasznego.
Chwila nieuwagi i...
Marcin jest pożerany przez Karmelkę! Tak, przez naszą Karmelkę! Jak ona mogła?
Zjawił się Mroczny. Próbowałam wybłagać go o życie ojca mojego dziecka. Na nic to się zdało, Mroczny spisał go na straty...
Obok Karmelki stanął kosmiczny nagrobek. jeszcze wydoiłam swoją krówkę i więcej na nią nie spojrzałam! Jak mogła mi to zrobić?
Mroczny, chyba w ramach "ocieplenia wizerunku" zajął się małą Luną, co było trochę creepy.
Później jeszcze chwilę posiedział przy komputerze i poszedł.
Wiem, że będąc kobietą w kosmicznej żałobie powinnam zaszyć się w domu, spuścić żaluzje i zajadać się lodami. Jednak to nie dla mnie. Musiałam wyżyć się, ruszyć w nieznane, poczuć "wiatr w żaglach", zrobić coś niezwykłego. Więc wyruszyłam w kosmos!
Po powrocie zastałam smutny szkielet Karmelki. Nie zajmowałam się nią, nie karmiłam i teraz... Odeszła w samotności... sama nie wiem dlaczego, ale zrobiło mi się smutno. Dlaczego? Przecież zjadła Marcina!
Jak dobrze zobaczyć kogoś bliskiego, komu na mnie zależy. Odwiedza nas Bella. Sprawdza jak się z Luną czujemy. Kiedy opowiadam jej spokojnie o wydarzeniach z ostatnich dni widzę, że poważnieje, bierze ogromny wdech i wydech.
Wyraźnie próbuje coś spokojnie mi opowiedzieć. Jest jednak bardzo zdenerwowana, nie wie od czego zacząć...
- Spokojnie Bellu, powiedz mi o co chodzi?
- Bo ja sama nie wiem, czy powinnam ci o tym mówić?
- O czym? Mów, bo się zaczynam denerwować!
- Dobrze, ale musisz mi obiecać, że zachowasz spokój!
- Nie zachowam, jak mi zaraz wszystkiego nie powiesz!
Kilka dni temu, późnym wieczorem, obudziło mnie pukanie do drzwi.
Jakież było moje zdziwienie, gdy przed drzwiami zobaczyłam Marcina. Zaniepokoiłam się, że coś się z tobą stało. Ale on od razu mnie uspokoił, że u ciebie wszystko jest ok., Że poszłaś się położyć, bo spodziewacie się dziecka.
Pogratulowałam przyszłemu tatusiowi i zaprosiłam go na kawę. Kiedy już wypił filiżankę Lavazzy, zaczął zadawać mi dziwne pytania, np. czy nie wiem, jak tam z twoją pamięcią. Czy czasami nie zaczynasz sobie czegoś przypominać i czy wiem coś o twoich siostrach.
Nie odpowiedziałam na żadne z jego pytań. Szybko przebrałam się w sukienkę i rzuciłam okiem, gdzie idzie twój chłopak.
Na początku szedł w stronę waszego domu, ale
kiedy nagle zmienił kierunek, postanowiłam za nim pójść.
Marcin poszedł prosto do słowni, na spotkanie, nie uwierzysz, z Diną Kaliente! Już miałam podsłuchać ich rozmowę, kiedy zza pleców usłyszałam :
- Cześć Bella, co to, szpiegujesz sąsiada?
To Don Lotario przyłapał mnie przy drzwiach.
Nawet nie wiesz, jak ciężko było się wytłumaczyć. Pierwsze co mi przyszło do głowy, to udanie zmartwionej żony, szukającej swojego męża!
Patrzył na mnie, jak na stukniętą!
Nie wiem, czy mi uwierzył, ale ja już byłam w drodze do domu. Biegłam, nie oglądając się za siebie.
- Nie wiem Skarbie, co było na rzeczy, ale Marcin najwyraźniej grał w ich drużynie. Wiedział o tobie niemal wszystko. Nie wiem tylko, o co chodzi z tymi siostrami?
Teraz już nie było wyjścia, musiałam opowiedzieć Belli o moim spotkaniu z Zuzią i o czatowaniu z Twinbrook. Bella słuchała mojej opowieści z niedowierzaniem, ale i zaciekawieniem. Wychodząc tylko mnie przytuliła i nie skomentowała mojej historii. Dziwne, kiedyś by mi dała niezłą burę, za takie tajemnice.
Opowieść o moich siostrach spowodowała, że zatęskniłam za nimi. Potrzebowałam ich, jak nigdy ...
Kilkakrotnie próbowałam nawiązać połączenie. Nic z tego... W końcu zrezygnowana dałam spokój. Do oczu napłynęły mi łzy. Wreszcie od kilku dni zaczęłam płakać. Rozckliwiłam się nad sobą, nad swoim życiem, nad iluzją miłości i zdrady. Kim jestem jeśli nie można mnie kochać? Jeśli ktoś jest ze mną tylko dlatego, że potrzebuje ode mnie jakiś informacji?
I nagle ekran zaczął śnieżyć... i na ekranie pojawiły się moje zwariowane siostry!
- Hej Sophie, mówię szybko, żeby znowu nas nie rozłączyło. Mieliśmy tu straszne kosmiczne zakłócenia. Na niebie latały spodki i za nic nie mogłyśmy się z tobą połączyć. Tak na wszelki wypadek, proszę trzymaj się z daleka od wszystkich kosmitów. Wkrótce spróbujemy się z tobą skontaktować, błagam uważaj na...