Witajcie Kochani,
to już ostatnie spotkanie w tym Wyzwaniu. Nie obędzie się bez radości, ale i łez...
Simowy Świat w Wierzbowej Zatoczce jest niezwykle klimatyczny i piękny. Nic więc dziwnego, że Zuzia doskonale sie tu czuje i szybko przyzwyczaja sie do nowego miejsca zamieszkania. Uwielbia samotne, wieczorne spacery. Wciągu dnia pomaga siostrze w obowiązkach domowych.Chętnie też zajmuje się swoją uroczą, kosmiczną siostrzenicą Luną.
To doskonała okazja dla Zosi, która może całkowicie oddać się swojej największej pasji, jaką jest Nauka.
Jednym z zadań jest ulepszenie generatora hiperprzestrzeni - o funkcję udania się do obcego świata.
Tak! To na to czekaliśmy!
Sophie zabiera się z zapałem do pracy, ale... coś chyba poszło nie tak, ponieważ nic z tego. Nie można było uaktywnić tej fukcji. Sophie zostaje na ziemii.
Kolejne zadanie to: ulepszenie naszego MAGNUM dodając mu funkcję transformowania simów.
A skoro już mamy taką funkcję, to oczywiście musimy ją przetestować... Ciekawe na kim?
Nie ma co się opierać...
Rachu, ciachu i po strachu!
No i proszę: koleżanka jakby troszkę przesadziła z solarium, czy coś...
Jednak nie ma co się rzucać, opalenizna, jak po wczasach w Hiszpanii i to za całkowitą darmochę.
Niestety nie było żadnego dziękuję, jesteś super! Trudno
A na koniec dnia, nie mogło być inaczej: zepsuł się nasz Kreator Wynalazków. Kiedy Sophie skończyła jego naprawę, skończył się dzień pracy.
Znów nici z podróży na wymarzony Sixam.
***
I tak nadszedł piątek
To był zwyczajny dzień. Rano Luna wybierała się do szkoły, Zuzia, jak co rano, chciała okupować łazienkę a Zosia kończyła śniadanko.
Kiedy Luna przekraczała próg swojego domu, nie miała pojęcia, że...
Tymczasem Zosia w pracy otrzymuje komunikat : Nie jesteśmy sami. Ma udać się na Sixam!
Okazało się, że aby uaktywnić funkcję podróży do obcego świata Zosia musi ponownie użyć kreatora wynalazków.
I bingo! Udało się! Więc...
Jest! To naprawdę Sixam! Zatem:
Challenge wykonany! KONIEC
Nie, no nie zostawię przecież naszej Zosi gdzieś tam, w odległej galaktyce. Jeszcze nie upadłam na głowę, chociaż czasami sprawiam takie wrażenie, kontynuujemy naszą przechadzkę po Sixam.
A na Sixam trwa jakaś super imprezka. Przyłączmy się do zabawy.
Zosia zasiada za barkiem i zamawia kosmicznego drinka. Widzi przez lewe ramię, jak wolno zbliża się na niej zielono skóry Kosmita
- Cześć, jestem Jerzy. Czy... czy ty jesteś Zosią Mayer? - spytał tym swoim metalicznym głosem charakterystycznym dla Kosmitów.
- Taaak... Skąd...?
- Skąd wiem? No cóż, mogę się przysiąść?
I nie czekając na pozwolenie usiadł na wolnym stołku tuż obok Zosi.
- Marcin, twój ... partner, był moim najlepszym przyjacielem.
Zosi zaschło w gardle
- Że co?
- Spokojnie Zosiu, myślę, że czas abyś poznała całą prawdę o Marcinie.
I opowiedział jej szczegółowo na czym polegała misja Marcina.
- Marcin był kosmicznym Agentem, który miał Cię chronić i który się w tobie zakochał. Co według mnie było głupotą i całkowitym brakiem profesjonalizmu. Marcin wiedział o siostrach Kaliente, wiedział też o planach Dona Lotario... grał na dwa fronty, ale tylko po to żeby cię uchronić. Przez moment nawet myślał, że grozi ci coś ze strony Belli, ale to był ślepy trop...
- O matko, muszę się napić... - stwierdziła Zosia i zaczęła robić jak najbardziej ziemskiego drinka.
W głowie wciąż szumiały jej słowa : chciał cię chronić!
Do rozmowy dołączył jeszcze jeden Kosmita, potwierdzając słowa Jerzego
- A to ty jesteś Zosią, ukochaną Marcina? Tak głupio zginął! Wiesz on miał sposób na te siostry Kaliente. Obiecywał im kosmiczne bogactwa, mamił je magicznymi obietnicami...
- Tak, one chciały za wszelką cenę wydobyć z ciebie twoją tajemnicę... ale coś przekombinowały z twoją pamięcią! Wiedziały tylko, że ma to związek z Harrym Potterem.
Zosia odeszła od baru. Głowa ją bolała, nie mogła myśleć, nie mogła oddychać. Co u diabła ma wspólnego z jej rzekomymi odkryciami Harry Potter? O co chodzi?
Na moment zatrzymała swój wzrok na pięknych lśniących grzybo-kwiatach...
Kiedy dosłownie wpadła jak strzała po pracy do domu, już od progu pytała:
- Czesc kochanie, jest Luna?
- Witaj Skarbie, nie nie ma. Jest piątek, więc strzelam, że przesiaduje u Aleksandra Ćwira. Coś się stało? Jesteś taka...
- Nic mi nie jest - przerwała ewentualne domniemania Chrisa - Muszę z tobą porozmawiać. Ale wczesniej przebiorę się i... jeszcze napisze krótkiego maila do Caroline.
Kiedy Zosia przebrała się w swoją normalną sukienkę usiadła do komputera. Chris zaglądnął przez ramię żony:
- Harry Potter? Tajemnica? Kosmiczny Agent? Kochanie, o co chodzi?
- Zaraz ci wszystko wyjaśnię, muszę to czym prędzej wysłać.
Kiedy w końcu usiedli na parkowej ławeczce Chris nieco zaniepokojony słowami żony zapytał:
- A więc, co się dzieje?
I Zosia wyrzuciła z siebie wszystko co słyszała na Sixam. Słowa strzelały z niej, jak z karabinu... Wypowiadając je na głos, stopniowo odczuwała ulgę. Tak jakby pozbywała się jakiegoś ciężaru ze swoich myśli, ze swojego serca.
Chris wysłuchał żonę w ogromnym skupieniu i powadze. Wiedział, że to jest dla niej coś niezwykle ważnego... a kiedy skończyła nieśmiało podsumował:
- A więc to chyba dobrze kochanie, Marcin okazał się być dobrą istotą. Pomyśl, jak to wszystko będzie dla Luny, jak dorosnie. Nie rozumiem skąd więc u ciebie tyle niepokoju?
- Nie wiesz? Od razu widać, że jesteś mężczyzną. Martwi mnie, że od dla mnie poświęcał życie a ja nawet tak naprawdę nie potrafiłam odwzajemnić jego uczuć. Wiem to, kiedy tylko cie zobaczyłam, kiedy wróciły wspomnienia...
- Mnie akurat to nie martwi... a tak poważnie, to ciesze się, że jestesmy razem. Musimy budować przyszłość, zostawić przeszłość. Oczywiście nadal będziemy szukać rozwiązanie tej całej zagadki ze światów The Sims, ale mamy Lunę...
- Taa, a propos Luny. Robi się późno, chodźmy do domu.
- Tak chodźmy, pamietaj kochanie, zawsze możesz na mnie liczyć. Ja też oddałbym za ciebie życie. Ja też chcę cię chronić...
I wrócili do domu.
- Nigdzie nie ma małej... - stwierdzili po wejściu do środka - może jest w ogrodzie?
Ale i tam jej nie było. Zosi aż ścisnęło coś w żołądku. Jakieś złe przeczucia, strach...
Chris próbował uspokoić żonę
- Już dzwonię do niej... - ale po chwili dodał - ma wyłączony telefon.
- Może zadzwonię do Aleksandra - rzuciła Zosia i sięgnęła po telefon
Miała nieodebraną wiadomość tekstową, szybko kliknęła w aplikację i tylko jęknęła:
- O nie...
- Co się kochanie stało?
- Sam zobacz...
Na biały ekranie widniał napis:
Mamy twój Skarb. Przyjdź sama do Oazy Zdrój 25. Zabierz ze sobą 100.000$ w gotówce...
Później doszła jeszcze jaedna informacja: Oaza Zdrój Lavoie, Arabeska
Nie czekali sekundy dłużej, spakowali gotówkę (całą, jaką posiadali) i zamówili taksówkę.
Na miejscu Chris od razu wszedł do środka domu pod podanym w wiadomości adresem.
- Chris zaczekaj! Mam być sama!
- Już ci mówiłem, jestem tu po to aby cię chronić! Zostań proszę na zewnątrz.
- Nie ma mowy - rzuciła krótko Zosia i weszła za Chrisem do środka.
Weszli do ciemnego pomieszczenia. Jedyne co mogli dostrzec w tych warunkach to wiadomość umieszczona w ramce z fotografią Luny:
"Gotówkę zostaw na stole. Idź do ogrodu, na tyłach domu, po lewej strony jest zejście do piwniczki..."
Gotówkę zostawili i przeszli na tyły domu.
Rzeczywiście, po lewej stronie za kępą krzewów mieściło się zejście do betonowej piwnicy. Zosia ostrożnie schodziła za Chrisem w ciemność cicho mówiąc:
- Chris, Luna... Luna?
Aż zniknęła w otchłani ciemności... Pochłonęła ją ciemność i cisza.
***
Dosłownie godzinę później w Wierzbowej Zatoczce, tuż obok domu:
- Cześć ciociu - powitała Zuzię radosna, jak zawsze Luna
- Cześć mała. Tak późno a ty jeszcze nie w domu! Mam nadzieję, że dzwoniłaś do mamy?
- Nie mogłam, bo stłukłam telefon. To znaczy nie ja stłukłam, ale...
- No to mama pewnie da ci popalić. Nie możesz tak późno sama włóczyć się po mieście. Gdzie tak długo byłaś?
- Byłam w parku. I nie byłam sama! Był ze mną Aleksander i pani Dina Kaliente! To właściwie ona niechcący uszkodziła mój telefon. Spadł jej ....
Zuzia poczuła się, jakby ktoś wylał na nią wiadro zimnej wody:
- Zaraz, poczekaj... Z kim byłaś w parku?
- I nie czekając na odpowiedź skierowała z mocno bijącym sercem swoje kroki w stronę domu...
- No już mówila z Diną Kaliente. Poznałam tą panią, jak byliśmy na kapielisku...
Ale Zuzia już nie słuchała... Otworzyła drzwi domu...
- O nie... - cicho wyszeptała. Luna, jak strzała popędziła za Zuzią.
- Ciociu, gdzie są nasze meble?
- Skarbie, bardziej mnie martwi: gdzie są twoi rodzice?